Pszczelarz wędrownej pasieki

Ma 33 lata i dobrą pracę, w przetwórstwie tworzyw sztucznych, z których powstają elementy mające zastosowanie w przemyśle motoryzacyjnym. Ma więc pracę i wykształcenie, ma też Wojciech pasję. Jest nią pszczelarstwo.

Najpierw była Sylwia

Została jego żoną. Owocem ich miłości jest dwuletni syn Tomasz. Ale rodzina to także szwagier – Leszek Krajnik (tu nie ma zastosowania powiedzenie: wszyscy swoi, tylko szwagier obcy). Rodzina to także teść Wojciecha. Dzięki niemu jest działka, na której zięć postawił dom, zasadził drzewo i ma syna…

Z nowego domu widok na wodę – niewielki staw, lądują na nim przedziwne ptaki, czapla, żurawie, także bociany, kaczki. Kiedy wiosną otworzą rankiem okno słychać niekiedy wyjątkowy koncert. Za stawem w szeregu ule, zielono-żółte. Jest ich ze dwadzieścia.

Rola szwagra

w zainteresowaniu Wojciecha pszczelarstwem jest przeogromna. Tym bardziej, że doświadczenie Leszka, jako pszczelarza, było – delikatnie mówiąc – niewielkie.

– Szwagier dostał kilka uli od gospodarza z Radzik Dużych i zainteresował mnie – opowiada Wojciech. – Do tego stopnia, że po wysłuchaniu jego opowieści o pszczołach, co się dzieje w ulu, na czym to wszystko polega, powiedziałem sobie: czemu nie? Przeczytałem kilka książek, spojrzałem w internet i stwierdziłem, że ja też. Szwagier mi kibicował.

Gdy słucham dziś opowieści Wojciecha, dopowiedzeń Sylwii, pasji z jaką to czynią, już wyobrażam sobie jak wyglądały te spotkania szwagrów, jakie niosły emocje i uczucia.

Odkład

to najmniejsza rodzina, którą powiększa się w kolejne ramki. Pierwszy odkład zamówił w 2012 roku. Pierwszy, ale kilka uli do tego. Ponieważ od jednego ula trudno zacząć. Jest obawa, że nie przezimuje i wtedy można zostać z niczym. Dlatego kilka uli.

– Są większe szanse przeżycia – wtrąca Sylwia i jest to bardzo istotna uwaga. – Wszystkie ule przetrwały. Miodu nie było w pierwszym sezonie, ale kierunek był dobry. To się wie.

Starsi

pszczelarze nadają ton. Gdy Wojciech Modrakowski znalazł się w ich gronie poczuł się trochę nieswojo, ale był obok niego szwagier.

– Jesteśmy w kole Polskiego Związku Pszczelarskiego w Nowym Mieście Lubawskim. Ono graniczy z kołem PZP w Górznie. Jest nas osiemdziesięciu. Natomiast takich jak ja, jeśli chodzi o wiek, niewielu. Jednak dobrze jest posłuchać starszych, nie tylko przez szacunek. Naprawdę sporo wiedzą.

Cierpliwość

Bez tej cechy zdziała się niewiele, jak w każdej branży. Niektórych pędzi chęć szybkiego wzbogacenia się. Robią błąd. Wojciech wie dokładnie, że nie tędy droga.

– Cierpliwość i dyscyplina – powiada. – Sporo już wiem, ale jeszcze nie wszystko. Każdy rok jest inny, każda zima jest inna. Rok pszczeli zaczyna się od końca lata, kiedy to trzeba pszczoły nakarmić na zimę. Jeżeli się wybiera miód trzeba słodycz oddać. Kto jak nakarmi, jak przygotuje do zimy, taki będzie miał plon. Bardzo ważne jest leczenie pszczół na zimę, przeciw pasożytowi. Każdy pszczelarz wie co to warroza. To choroba wywołana przez roztocz, pasożyt, rozwija się na osobnikach pszczół miodnych. Przyszła ze wschodu. Leczenie jest obowiązkowe.

Zakręcony

od maja do sierpnia jest każdy pszczelarz. To czas kiedy nie można planować urlopów, wyjazdów tylko być blisko spraw pszczelich. Po prostu urlop przy pszczołach.

– Pasieka wędrowna? Skąd ta nazwa? Mąż wywozi ule na pola rzepakowe – mówi Sylwia. – Jest pole, trzydzieści hektarów, dajmy na to. Nie polecą w inne miejsce, tylko na rzepak.

Po rzepaku można do lasu, z ulami. Z tej wędrówki miód akacjowo-spadziowy. Miód leśny z jerzyn, malin, wszystkich leśnych owoców.

– Można powędrować z ulami na plantacje gryki, do gospodarstwa ekologicznego. Nie powiem gdzie!!! – Wojciech zastrzega, a zgadywać mogę w nieskończoność.

W nieskończoności można też słuchać o poławiaczach pyłku kwiatowego, o tym, że pierzga to naturalny pokarm pszczół. Dla człowieka niezastąpiony lek na wiele dolegliwości. O wosku i mleczku pszczelim, o walce z nowotworami i co warta jest matka, dlaczego jest tak ważna. W zasadzie rozmawialiśmy o wszystkim, co w pszczelarstwie ważne, tylko nie o pieniądzach. Nic łatwo nie przychodzi. Ale spróbować można.

– Gdy się zejdą, Wojtek i jego brat oraz szwagier, to temat jest jeden – mówi Sylwia – i nie ma się czemu dziwić. – Mają ciekawą pasję. Tylko pogratulować.

– Trzeba mieć pasję i najlepiej nie być uczulony na jad – dorzuca Wojciech. – Mnie za każdym razem któraś użądli. No cóż, po to ma żądło…

(wind)