Trzeba jechać i odgarniać

Zima była łaskawa w grudniu. Choć była pełna mobilizacja, warsztaty gotowe do obsługi, pługi i piaskarki do wyjazdu – oni brali pod uwagę nie tylko prognozy pogody, ale możliwość reagowania w każdej chwili.

Oni – czyli Marek Golubski i Jacek Bruski z Augustowa oraz Sławomir Szrul i Jerzy Szostakowski z Brzozia – stanowią gminną ekipę ludzi najważniejszych zimową porą. Muszą zadbać o przejezdność dróg, o sprawność maszyn.

Dla nich budzik dzwoni o 3.00 w nocy, gdy spokojnie śpimy i śnią się nam letnie plaże Chorwacji. Poranna toaleta, szybkie golenie, kawa, śniadanie pod pachę i jazda – do centrum gminy. Na godz. 4.00 muszą być przy warsztatach, gdzie czekają na nich pługi ciężkie i lekkie, piaskarki, sprzęt w najwyższym stopniu gotowy, żeby ruszyć.

Niestety, mroźno i śnieżnie jest już od jakiegoś czasu, więc do roboty. Na miejscu decydują czy zakładać pługi ciężkie czy lekkie, kiedy użyć piaskarki. Nie potrzebują koordynatora, doskonale koordynują sami swoje zadania. To, co inni nazywają logistyką, oni mają w małym palcu. Praktyka i intuicja.

Najpierw wyjeżdżają na drogi asfaltowe. Jest ich w gminie 27 km. Pokonać je muszą w dwie strony. Inne drogi to sieć ok. 190 km – szutrowe, żwirowe, gruntowe (nazwy nie mają specjalnego znaczenia). Te idą pod pług w drugiej kolejności.

– Bywają też sytuacje, kiedy trzeba reagować natychmiast, mamy w końcu telefony komórkowe, informacje płyną z gminy -mówi Jerzy Szostakowski.

Zdarzyło się, że zmarł jeden z gospodarzy. Od razu w tamtym kierunku podjechał jeden z operatorów, żeby drogę  nawet prywatną – odśnieżyć, by ludzie mogli dojechać z trumną.

– Ludzie są wdzięczni, ale bywają też sytuacje trudne do wytłumaczenia – mówi Mirosław Karbowski z Urzędu Gminy w Brzoziu.

Otóż jeden z operatorów odśnieżał na trasie do Boleszyna. Zauważył gdzieś, w odległym miejscu, samochód osobowy, utkwił w śniegu. Zjechał z trasy i udał się z pomocą. Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał od młodego człowieka: chyba żeś się pan spóźnił! Co więcej, młody człowiek, pofatygował się do Urzędu Gminy ze skargą na odśnieżającego.

– Mirek Karbowski to spokojny człowiek, nigdy nie widziałam go w stanie wzburzenia, ale przy tym zdarzeniu nie wytrzymał – powiada Halina Siecińska, Sekretarz Gminy. – Zamiast być wdzięcznym za to, że człowiek zjechał z trasy, że podszedł po ludzku, osiemnastoletni kierowca jeszcze się awanturował? Już sama nie wiem jako go nazwać.

Operatorzy muszą zjechać z trasy, gdy trzeba zrobić przejazd dla pogotowia – już się zdarzyło tej zimy – gdyby wóz strażacki musiał się przedostać, albo radiowóz policyjny. Mogą zjechać żeby pomóc innym. Czasami ta pomoc kosztuje – uderzą w wielki kamień polny  przy drodze i trzeba wycofać sprzęt. Tak było we wtorek, 22 stycznia, w środę musieli jechać z naprawą do Nowego Miasta Lubawskiego, po zakup nowej części do pługa.

Bywają dni, że są po szesnaście godzin w trasie, bo tak trzeba. No i o 3.00 być czujnym, bo budzik zadzwoni i może być kolejny dzień odśnieżania, zadymki. I tylko w literaturze mówi się, że “puchowy śniegu tren przykrył pola”. W roboczym wydaniu mówi się brutalnie: znów śniegu nawaliło.

Tekst i fot. (wind) Na zdjęciach zima w różnych rejonach Gminy Brzozie